czwartek, 19 lutego 2015

Zagubienie czwarte

                               Gdy zadzwonił mój budzik, szybko zerwałam się z łóżka i włożyłam to, co miałam przygotowane poprzedniego dnia. Tego dnia musiałam być w szkole z powodu dwóch sprawdzianów i kartkówki z biologii, więc musiałam sprawę pobierania krwi załatwić jak najwcześniej. Umalowałam się szybko, chwyciłam plecak i wyszłam z mieszkania. Po wejściu do szpitala, skierowałam się w stronę ambulatorium i punktu pobrań.
                               Pół godziny i trzy próby wkłucia mi się w żyłę później, wychodziłam z budynku i kierowałam się w stronę szkoły. Wychodząc z szatni zahaczyłam jeszcze o sklepik, by zainwestować sobie w drożdżówkę i coś do picia, bo nie ukrywając byłam trochę głodna. Oczywiście, wpadłam tam na Janka Nowakowskiego, ale bez świty.
                - Co ty tu robisz? – spytałam zaczepnie tak, jak on nie raz mnie. – Na lekcję!
                - Ty, Grądalska, a ty co? Lepsza jakaś? Nie było cię na angielskim i myślisz, że możesz cwaniakować? – wychodząc, szturchnął mnie łokciem w bok.
                - Co za idiota – warknęłam.
                               Kupiłam, co miałam kupić i wyszłam po schodach na drugie piętro szkoły, gdzie planowo powinnam mieć  teraz lekcję. W połowie zakręciło mi się w głowie i prawie bym upadła, ale ktoś idący z tyłu zdążył mnie podeprzeć. Odwróciłam się, by podziękować, ale to, kogo zobaczyłam za plecami zaparło mi dech w piersiach.
                - Nie ma za co – wyrzucił z siebie z typową arogancją Nowakowski.
                - Nie musiałeś – warknęłam, siadając na parapecie, gdyż cały czas kręciło mi się w głowie.
                - To wolałabyś się spierdzielić ze schodów? – spytał ze zdziwieniem.
                               Prychnęłam, patrząc, jak odchodzi w stronę naszej klasy. Sama podreptałam tam chwilę po nim. Na tej lekcji pisaliśmy sprawdzian. A kolejne dwie lekcje, to kolejne sprawdzenie naszej wiedzy. Około godziny czternastej, tuż przed ostatnim już tego dnia wfem, zadzwonił mój telefon.
                - Halo? – odebrałam i trzymając telefon jedną ręką próbowałam ubrać buta.
                - Jaśminko, dzwoniła pani Daria z ambulatorium – no tak, mama i ta babka były przyjaciółkami. Ale po co? Czyżbym coś przeskrobała? Chyba dla nikogo nie byłam niemiła. A zresztą, miałam skończone osiemnaście lat. Co jej do tego?
                - I co w związku z tym? – westchnęłam z ulgą, gdy udało mi się ubrać adidas na nogę.
                - Musisz jak najszybciej przyjechać do szpitala. Ja już jestem.
                - Coś się stało? – spytałam. – Mam jeszcze jedną lekcję, to nie może poczekać? Komuś coś się stało?
                - Nie – w jej głosie usłyszałam zawahanie. – Po prostu musisz przyjechać. Zadzwoniłam też po tatę.
                               Rozłączyłam się i przez chwilę nie wiedziałam, co mam zrobić. Przebrałam się jednak z powrotem i wrzuciłam strój do plecaka.
                - Nina, ja się zrywam. Daj znać, jakby coś – uśmiechnęłam się do przyjaciółki, po czym podążyłam do wyjścia.
                - Coś się stało? – spytała, wiążąc włosy w kucyka.
                - Nie… Chyba. Mama dzwoniła, muszę iść.
                               Wybiegłam ze szkoły i skierowałam się na przystanek. Akurat odjeżdżał autobus w stronę szpitala, więc go zatrzymałam i wsiadłam. Przez całą drogę zastanawiałam się, o co może chodzić, czy coś się stało? Może coś z panią Darią? Albo komuś z rodziny. To musi być coś poważnego, skoro mama ściągała tatę z pracy.
                               Wysiadłam przy szpitalu i weszłam. W poczekalni zauważyłam mamę i panią Darię, więc natychmiast skierowałam kroki w ich stronę.
                - Co się stało? – spytałam, patrząc to na jedną, to na drugą.
                               W odpowiedzi mama mnie przytuliła bardzo mocno.
                - Mamo! – powiedziałam trochę zażenowana.
                - To chodźcie za mną, na trzecie piętro, do gabinetu doktora Chmielowskiego.
                - Mamo, do jasnej cholery, czy możesz mi wytłumaczyć, co tu się dzieje?! – straciłam cierpliwość.

                               Ale mama mi nie odpowiedziała. Była strasznie spięta, więc coś na pewno musiało się stać.
Chyba spróbuję Wam wynagrodzić długi brak obecności.
O ile ktoś jeszcze będzie chciał.

7 komentarzy:

  1. Chcę :D i może dłuższe być nam zaserwowała? ;)
    Janek - pierwszy dobry uczynek. Nie spodziewałam się tak samo jak Jaśmina. Plus dla niego, niech popracuje nad milszymi słowami.
    Mam bardzo złe przeczucia odnośnie wyników badań. Dlaczego pakujesz ją w jakieś choróbsko? :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chcę :) opowiadanie jest bardzo fajne i mam nadzieję, że będziesz w miarę regularnie dodawać nowe części :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu,czekam na kolejny! Nie każ dlugo czekać :) cos czuje ze to białaczka :(

    OdpowiedzUsuń
  4. białaczka? Przynajmniej objawy pasują. I Janek Nowakowski. Jaką rolę odegra w życiu bohaterki? Bo odegra bardzo ważną - tego akurat jestem pewna. Niby taki z niego dupek i prostak, a jednak jak trzeba to potrafi byc pomocny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. dlaczego choroby spotykają osoby, które najmniej na to zasłużyły? :( to takie niesprawiedliwe. :(
    tak możesz nam wynagradzać, nawet jak jesteś ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. oczywiście, że chcę! <3 i gdyby były dłuższe, to byłoby idealnie :D
    Chociaż nie zostało to napisane wprost, końcówka wyraźnie daje do zrozumienia, że ona jest chora, ciężko chora. Choć na medycynie się nie znam, z tego, co się orientuję, to faktycznie, białaczka najlepiej pasuje.
    Szkoda, straszna szkoda :( Ale liczę, że ona z tego wyjdzie i wszystko się ułoży.
    Ciekawa jestem, jak na wieść o jej chorobie zareaguje Janek :D
    całuję ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy