niedziela, 15 lutego 2015

Zagubienie trzecie

                               Obudziłam się w dobrym humorze. Szybko wyciągnęłam z szafy moje ulubione dżinsy i fioletową koszulę, po czym zaplotłam warkocza i pociągnęłam rzęsy tuszem. Zbiegłam po schodach do kuchni, skąd chwyciłam w biegu kanapkę z szynką i pomidorem i zjadłam, wychodząc z domu. Niestety, musiałam wrócić do niego szybciej, niż się tego spodziewałam, gdyż zaczęła mnie tak bardzo boleć głowa, że nie byłam w stanie nic zrobić. Mama zmusiła mnie do pójścia do lekarza, zaciągnęła mnie tam niemal siłą. I w ten sposób, zamiast siedzieć na geografii i liczyć przyrost naturalny, nudziłam się w kolejce do lekarza rodzinnego, który wszystkim chorym przepisywał jeden antybiotyk i jedno lekarstwo na gardło.
                               Przede mną w kolejce było około ośmiu osób, więc próbowałam czytać książkę, posłuchać muzyki, czy pograć w Pou, ale nie potrafiłam się na niczym skupić. Gdy zostałam wywołana po nazwisku, zostawiłam mamie  siedzącej tuż obok mój plecak, po czym weszłam do gabinetu.
                - Dzień dobry – uśmiechnęłam się, zamykając za sobą drzwi.
                - Co cię sprowadza? – spytał pan Radzik.
                - Ja chciałam skierowanie na rutynowe badania krwi – powiedziałam, wpatrując się w tablicę z mięśniami człowieka wiszącą na ścianie. – Chciałam sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, bo ostatnio często kręci mi się w głowie, puszcza mi się krew z nosa i jest mi słabo.
                - To na pewno tylko przemęczenie – zbagatelizował. Jak zwykle. Jak wtedy, gdy moja rzepka w kolanie zmieniła położenie. Wtedy powiedział, że to od wagi i że mam schudnąć.
                - Nie, to nie przemęczenie – powiedziałam.
                - Kto tu jest lekarzem? – spytał już wyraźnie zirytowany. – Ja czy ty?
                - Da mi pan to skierowanie? – mnie też zaczynało to już denerwować.
                               Po dwudziestu minutach bezsensownej kłótni wyszłam z gabinetu z potrzebnym papierkiem w ręku, wzięłam swój plecak i poszłam w stronę szpitala. Skoro i tak zmarnowałam pół dnia czekając, aż ten stary frajer mnie przyjmie, to mogłam to załatwić za jednym zamachem. Dlatego też zmarnowałam pół godziny stojąc w kolejce przy okienku informacji, by przypomnieć sobie, że przecież pobieranie krwi musi odbywać się na czczo, a co za tym idzie, dzisiaj nikt mi już nic nie pobierze.
                               Weszłam do domu i położyłam kartkę na półce w salonie, żeby nie zapomnieć o niej jutro przy wyjściu. Chwilę później usłyszałam dzwonek telefonu.
                - Halo? – usiadłam na łóżku po turecku, sięgając po książkę do angielskiego.
                - Cześć, Jaśminko – w słuchawce usłyszałam uradowany głos Maćka. – Czemu nie było cię w szkole?
                - Byłam u lekarza – odpowiedziałam wymijająco. – A co tam?
                - A nic. Ominęła cię kartkóweczka z biologii. Wszyscy się o ciebie pytali. Nawet Janek Nowakowski.
                               Na dźwięk tych słów moje serce zabiło odrobinę szybciej, co niezbyt mi się spodobało. Janek Nowakowski pytał, dlaczego nie było mnie w szkole? Pewnie nie miał się do kogo doczepić.
                - A poza tym? Jakieś wiadomości o turniejach?
                - Nie – usłyszałam zawahanie w głosie Muzaja. – Poza tym, że chyba nie zagram.
                - Jak to? Czemu?
                - Mam gorsze statystyki niż Nina.
                               Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
                - No to musisz się wziąć do roboty.

                               Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Gdy oparłam się o ścianę, zabolało mnie przedramię. Wyciągnęłam rękę przed siebie i zauważyłam ogromnego ciemnofioletowego siniaka. Szybko przeanalizowałam w głowie cały dzień, ale jedyne co mi się przypomniało, to to, jak uderzyłam się rano o kant stołu w kuchni. Ale przecież od tego nie mogłam mieć aż takiej śliwy.

Przepraszam, nie mogłam zebrać się w sobie.
Wybaczycie, czy nie bardzo?

4 komentarze:

  1. Janek i ludzkie odruchy? Może faktycznie zauważył brak swojej ofiary. Czekam aż z troski wpadnie w odwiedziny do domu.
    Co za lekarz. Ona niech jak najszybciej robi te badania i do innego lekarza!!! Ewidentnie coś jest na rzeczy i źle się dzieje z Jaśminą. Te wielkie siniaki od byle czego, ba, nawet od ściśnięcia Janka. Nie niszcz dziewczynie sportowej kariery ta od razu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, teraz jestem pewna, że coś jest nie tak. :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. to musi byc bardzo poważna choroba, bo od tak nie robią się krwiaki na ciele. Może Janek pyta o nią, bo widzi, że coś nie gra? Innego wyjaśnienia nie widzę. No i Maciek. Niech się chłopak bierze do roboty. Wielka kariera przed nim :D pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten lekarz to zwykły ciul. Dobrze, że się nie poddała i wywalczyła to skierowanie. Coraz bardziej niepokoi mnie ta sytuacja z jej zdrowiem. Mam złe przeczucia :(
    To miłe, że jeden dzień nie było jej w szkole i wszyscy, nawet Janek!, się martwią :)
    Mam nadzieję, że jednak okaże się, że nic poważnego jej nie ma.
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy