wtorek, 24 lutego 2015

Zagubienie piąte

                               Siedziałam obok rodziców w gabinecie doktora Chmielowskiego, który okazał się być bardzo miłym człowiekiem z włosami spiętymi w kucyk i sięgającymi gdzieś w okolice pasa, oraz dziwnym zarostem na samej brodzie i nigdzie indziej. Wpatrywałam się w niego z półotwartymi ustami, rejestrując każde słowo, jakie wypowiadał.
                - Podejrzewamy u ciebie białaczkę. Ale żeby się upewnić, musimy pobrać ci jeszcze szpik.
                - Jak to białaczkę? –zdawałam sobie sprawę z tego, że głos mi się załamywał, ręce drżały, a w oczach pojawiły się łzy. – Ja nie mam na to czasu. Ja mam maturę, zawody, chcę być piłkarką.
                - Dlatego, jeśli nasze przypuszczenia okażą się słuszne, im szybciej zaczniemy leczenie, tym lepiej dla ciebie i twojej kariery – puścił mi oczko. – Poza tym, skoro jesteś maturzystką, to powinnaś sobie doskonale zdawać sprawę z niebezpieczeństwa, jakim jest białaczka, a tym bardziej nieleczona.
                - Tak, panie doktorze – westchnęłam, wpatrując się w blat biurka. – To… Kiedy to pobranie szpiku?
                - Właściwie już, zaraz. Damy ci zastrzyk uspokajający. Samo wkłucie i pobranie będzie trwało około piętnastu, do dwudziestu minut. Wyniki powinny być za dwa dni.
                               Gdy leżałam na stole, odwrócona tyłem do lekarzy, starałam się o tym wszystkim nie myśleć. To było niemożliwe! To nie mogła być prawda! Czemu ja miałam mieć białaczkę? Myślałam o Maćku, który liczył na mnie, że go wesprę w siatkówce. O Ninie, która kochała się w Maćku, ale bała się mu o tym powiedzieć. O całej klasie, która była najlepsza. I o Janku Nowakowskim, z którym nigdy się nie lubiłam też. Pamiętałam, jak w pierwszej klasie nazywał mnie deską. Dostał za to w twarz i mi nie odpuścił. Mieliśmy solówkę w parku. Wtedy zgubiłam wisiorek w kształcie herbu mojego ukochanego klubu – Chelsea Londyn. A kilka dni później oddał mi go właśnie Janek Nowakowski.
                               Poczułam ukłucie więc zacisnęłam zęby i powieki. Próbowałam wyobrazić sobie coś miłego, ale te próby spełzały na niczym. Bałam się. Pierwszy raz w życiu naprawdę się bałam. Po zabiegu zostałam przewieziona do sali, gdzie miałam odpocząć i poczekać na wyniki badania, które doktor Chmielowski obiecał mieć dzisiaj. Westchnęłam, wpatrując się w sufit. Teraz powinnam być w domu, kończyć obiad i zabierać się za naukę, a nie leżeć w szpitalu, czekając na informację, czy jestem śmiertelnie chora, czy też nie. Chciało mi się płakać i oczy zaszkliły się łzami.
                - Jak się czujesz, córciu? – mama chwyciła mnie za dłoń.
                - Dobrze – odburknęłam, odwracając głowę w drugą stronę, żeby nie widziała.
                - Na pewno? – pogładziła mnie z troską po włosach.
                - Tak, na pewno.
                               Mama poszła z tatą do bufetu. Rozumiałam ich, cały dzień pewnie nic nie jedli. Ja przekąsiłam coś w szkole. Nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze trzy godziny temu byłam w szkole, siedziałam na lekcji i śmiałam się z Maćkiem, a teraz leżę w szpitalu. To niemożliwe. To musiała być jakaś pomyłka. Może źle oznaczyli próbki krwi? Albo pomylili Jaśminy? Ale z drugiej strony… Ile jest dziewcząt w moim wieku o imieniu Jaśmina? Niezbyt wiele.
                               Po godzinie czekania, do pomieszczenia wszedł doktor. Jego mina nie była zbyt wesoła.
                - Już wszystko wiemy.
                - Jestem chora, czy mogę już iść do domu? – spytałam, zagryzając wargi prawie do krwi.
                - Masz ostrą białaczkę limfoblastyczną. Musimy jak najszybciej rozpocząć leczenie.
                               Chyba musiał zauważyć łzy w moich oczach, bo usiadł obok i westchnął cicho.
                - Jaśmina, posłuchaj. Dużo ludzi wychodzi z tej choroby. Nie możesz się poddać. Coś mówiłaś o zawodach sportowych, prawda? Wyjdziesz z tego – puścił mi oczko.

                               Ale ten gest z jego strony sprawił, że rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Tak, zgadłyście, to białaczka.
Nie mam nic więcej do powiedzenia.

6 komentarzy:

  1. no to teraz co? Kroplówki, krew, chemia i zniszczone marzenia, tak? Jakie to życie jest niesprawiedliwe. Coś czuję, że Janek odegra w jej życiu ważną rolę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Jaśmina. Białaczka to straszna i bolesna choroba. Mam nadzieję, że on jednak się z nią upora.

    OdpowiedzUsuń
  3. W takich chwilach łatwiej myśleć o wszystkim innym niż zbliżające się nieszczęście. Jaśminę czeka niezła walka, ale zdecydowanie ma bliskich, którzy ją wesprą. Maciek i Nina na pewno nie pozwolą się jej poddać. Trzeba naprawić ten dach, który jej się zawalił na głowę!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. :-( :-( :-(
    To nie może być prawda! To jest zły sen, z którego Jasmina zaraz się obudzi...

    OdpowiedzUsuń
  5. więc jednak potwierdziło się to, co podejrzewałyśmy.
    Szkoda.
    Teraz Jaśmina musi jak najszybciej rozpocząć leczenie. Nie dziwię się jej, że się boi, ale mam nadzieję, że się nie podda.
    Jestem strasznie ciekawa reakcji Maćka i, w szczególności, Janka na wieść o jej chorobie.

    ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świtnie piszesz!! :D
    Kiedy kolejny ?? :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy